Miejsce, które chciałbym Wam dzisiaj pokazać jest znane jako Sanktuarium Ciszy.
Już samo położenie pośród lasów puszczy rytwiańskiej sprzyja takiej nazwie, ale
głównie jest ona związana z działającym na tym terenie
Relaksacyjno-Kontemplacyjnym Centrum Terapeutycznym SPeS. Skrót SPeS od
łacińskiego – Salus per Silentium - oznacza „Zdrowie przez Ciszę”. Czy można
znaleźć lepsze miejsce do realizacji tego celu, jak dawny klasztor kamedułów ?
To tutaj, w odbudowanych pomieszczeniach dawnego eremu, z dala od cywilizacji,
bez dostępu do telewizji i internetu, w skromnych pokojach można w spokoju
odpocząć od natłoku codziennych spraw. Idealne miejsce dla przepracowanych
biznesmenów, dyrektorów korporacji czy handlowców chcących podreperować zdrowie
korzystając z takich atrakcji, jak pobyt na świeżym powietrzu, korzystanie ze
zdrowej kuchni, jazda na rowerze, sauna, masaże itp.
A wszystko w pięknej scenerii dawnego klasztoru kamedułów. Historia tego miejsca
rozpoczyna się w 1617 roku. Wówczas to zatwierdzono fundację wojewody
krakowskiego Jana Magnusa Tęczyńskiego na rzecz Ojców Kamedułów, którzy kilka
lat wcześniej osiedli w pierwszym polskim eremie na Bielanach Krakowskich.
Kamień węgielny pod budowę położył dnia 1 maja 1624 roku biskup krakowski Marcin
Szyszkowski. Prace budowlane kościoła i budynków klasztornych wraz z domkami
pustelniczymi trwały do roku 1637, kiedy to biskup krakowski Tomasz Oborski
konsekrował świątynię nadając jej wezwanie Zwiastowania Najświętszej Maryi
Panny.
Zwiedzanie tego sanktuarium proponuję zacząć od przejścia przez trzy bramy
położone na głównej osi wychodzącej ze świątyni. Bramy kiedyś odgradzały
zakonników od świata zewnętrznego. Każda z bram odzwierciedla reguły założyciela
zakonu, św. Romualda z Rawenny. Pierwsza z nich to brama modlitwy, o czym
wymownie mówi napis "Ora et labora" - Módl się i pracuj. Reguła bardziej
przypisywana jest benedyktynom, ale została również przejęta przez kamedułów,
którzy wywodzą się od benedyktynów. Przypomina o tym widok dwóch gołębi pijących
z jednego kielicha na furcie bramy, symbol jedności z benedyktyńskim pniem
zakonu.
Po minięciu bramy idziemy teraz alejką wzdłuż dwóch kamiennych murów. Na jego
ścianach możemy zobaczyć zdjęcia ilustrujące stan zabudowań klasztornych przed
renowacją i po jej zakończeniu.
Przed nami kolejne dwie bramy i następne dwie ważne reguły zakonu kamedułów -
Milczenie i Samotność. Trzecia brama przechodzi przez dawny budynek klasztorny.
Tutaj znajdowała się również furta klasztorna. Na co dzień wstęp dalej, m.in. do
kościoła był możliwy tylko dla mężczyzn. Kobiety mogły wejść do środka tylko
trzy razy w roku.
W końcu stajemy przed fasadą klasztornego kościoła. Jego prosta, prawie
pozbawiona ozdób sylwetka raczej nie zachęca do zwiedzania. Jednak okazuje się,
że podobnie, jak w przypadku kamedułów, którzy pod prostą, białą szatą skrywają
bogate i otwarte na modlitwę wnętrze, również wnętrze tego kościoła kryje w
sobie wiele atrakcji wartych zobaczenia.
Zaraz się o tym przekonamy, jeszcze tylko spoglądamy na sylwetki świętej Agaty
i świętej Barbary ustawione na dziedzińcu przed kościołem.
Wejście do kościoła jest obramowane kamiennym portalem.
W czasie naszej wizyty wnętrze świątyni, a właściwie jej dwie boczne ściany były
poddawane pracom renowacyjnym i zakryte folią budowlaną. Za to pełnym blaskiem
lśnił odnowiony już strop świątyni z bogatą sztukaterią i polichromiami.
Tematyka fresków jest zgodna z duchowością kamedulską, dlatego odnajdziemy tutaj
wątki maryjne, sceny z życia Jezusa a także przedstawienia świętych wywodzących
się z benedyktyńskich i kamedulskich zgromadzeń.
Przeciskając się pomiędzy rozstawionym rusztowaniem podchodzimy pod ołtarz
główny z roku 1630, autorstwa Georga Zimermanna. Wspaniały przykład barokowej
stolarki i snycerki. W centrum znajduje się obraz "Zwiastowanie NMP" autorstwa
o. Venanty da Subiaco z 1632 roku. Jest on też autorem większości obrazów
znajdujących się w kościele.
Stojąc w miejscu, skąd wykonałem ostatnie zdjęcie widzę podłużne wejście
zwieńczone łukiem, prowadzące do pomieszczenia za ołtarzem. Chwila konsternacji,
można tam wejść, czy nie ? Zakazu nie ma, więc wchodzę. I oto, jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przenoszę się do czasów, kiedy wnętrze to
wypełnione było modlitwą zasiadających w drewnianych ławach zakonników. Mam
wrażenie, że w tym pomieszczeniu nic się nie zmieniło od 400 lat.
Na odwrotnej stronie ołtarza głównego umieszczono dwa obrazy. Ten znajdujący się
wyżej ukazuje "Jezusa u słupa". Ciekawostką jest umieszczenie na nim tzw. arma
Christi, czyli narzędzi męki pańskiej. Jest więc Krzyż, narzędzie odkupienia, o
niego są oparte włócznie żołnierzy, drabina używana przy krzyżowaniu, młotek i
gwoździe - narzędzia samego krzyżowania, bicze, korona cierniowa, czy nawet
gąbka, którą nasączono octem i podano Jezusowi do picia.
Drugi z obrazów bywa nazywany Madonną Ciszy. Znajduje się w Rytwianach od
początku istnienia klasztoru i został tu przywieziony z Włoch wraz z pierwszymi
kamedułami.
Rozglądamy się wokół. Na ścianach duże obrazy autorstwa o.Venantego: "Śmierć
bogacza i ubogiego" oraz obraz przedstawiający św. Romualda wręczającego model
eremu rytwiańskiego Trójcy Świętej.
Niezwykłe wrażenie robią drewniane, barwnie ozdobione stalle.
Obrazy na nich przedstawiają sceny z męczeństwa Pięciu Braci Męczenników oraz
odniesienie do najważniejszych wydarzeń z dziejów zakonu.
Na zapleckach mamy sceny ukazujące życie codzienne zakonników.
Podobnie, jak w nawie głównej i tutaj sufit został bogato udekorowany
sztukateriami oraz barwnymi polichromiami. Te w lunetach i medalionach zawierają
podobizny wybitnych postaci związanych z historią zakonu kamedułów.
Będąc w okolicy ołtarza zaglądamy jeszcze do dawnego kapitularza. Obecnie jest
to kaplica św. Krzyża i również zachwyca bogatym wystrojem wnętrza.
Obok ołtarza znajduje się wnęka z grobowcem Radziwiłłów, ostatnich właścicieli
Rytwian. Spoczywają tutaj książę Maciej Radziwiłł, jego żona Róża z Potockich i
ich syn Artur, porucznik Wojska Polskiego (zginął w kampanii wrześniowej 1939
r.).
Zanim wyjdziemy z kościoła, zaglądamy jeszcze do dwóch bocznych kaplic.
Pierwsza, na lewo od głównego wejścia to kaplica pw. św. Jana Chrzciciela.
I tutaj sklepienie kaplicy zdobią manierystyczne sztukaterie.
W podobnym stylu urządzono drugą kaplicę pw. św. Romualda.
Na ścianie możemy zobaczyć epitafium Stanisława Łukasza Opalińskiego, jednego z
właścicieli Rytwian, zm. w 1704r. Postacie kobiece obok portretu szlachcica
przedstawiają dwie żony Opalińskiego. Jedna z nich, Anna Dziulanka była prostą
chłopką, w której zakochał się Opaliński i nie zważając na konsekwencje
poślubił. O tym mezaliansie było głośno w całej Europie. Niestety miłość
przetrwała tylko 5 lat za sprawą śmierci Dziulanki. Kolejne małżeństwo też długo
nie przetrwało, tym razem z powodu śmierci drugiej żony Zofii Leszczyńskiej.
Owdowiały szlachcic wstąpił do marynarki i wkrótce zmarł.
W 1712 roku jego siostrzenica Elżbieta Sieniawska sprowadziła ciało do Rytwian i
umieściła je w podziemnej krypcie kaplicy św. Romualda. Do krypty prowadzą
kamienne schody obramowane balustradą z czarnego marmuru.
Sarkofag Opalińskiego i znamienny napis na ścianie "Kim ty jesteś - ja byłem,
kim ja jestem - ty będziesz".
W głębi krypty znajduje się ładny ołtarz św. Stanisława Kostki.
Kameduli przebywali w Rytwianach 201 lat. Mocą dekretu carskiego z 1819 roku
klasztor został skasowany. Ostatni mnisi opuścili pustelnie w 1825 roku. Jak już
wspomniałem, obecnie działa tutaj Relaksacyjno-Kontemplacyjne Centrum
Terapeutyczne SPeS. Ważna rolę w trakcie pobytu tutaj na turnusach
terapeutycznych odgrywają dawne ogrody zakonne z infrastrukturę wypoczynkową,
oczkiem wodnym, altanami, ławeczkami i alejkami spacerowymi. Z przyjemnością i
my nimi pospacerowaliśmy.
Zakątek z uprawą winorośli
50 lat temu wnętrza klasztoru były miejscem, w którym rozgrywała się akcja
serialu "Czarne chmury". Przypomina o tym niewielkie muzeum znajdujące się na
piętrze kościoła oraz kilka rekwizytów, jak ta kareta na dziedzińcu klasztoru.
Jeszcze ostatnie spojrzenie na odnowione zabudowania klasztorne, dzisiaj
pełniące funkcje hotelowe. Jeśli szukacie spokojnego miejsca na niedzielną
wycieczkę, to polecam tę do pustelni w Rytwianach. Myślę, że teraz już wszystkie
obiekty są po remoncie, co pozwoli zobaczyć je w pełnej krasie.
Lokalizacja miejsca
Całkiem pomysłowo wykorzystane miejsce. Dobrze się stało przynajmniej miejsce nie zostało zniszczone. W samym kościele mam wrażenie, że za dużo tej sztukaterii. Interesująco wyglądają takie kolorowe stalle.
OdpowiedzUsuńJak wspomniałem w poście, wystrój kościołów kamedulskich jest z zewnątrz dość prosty i pozbawiony ozdób, co nadrabiają ich wnętrza, zwykle z bogato zdobionymi ołtarzami i polichromiami. Tak jest w Krakowie czy Wigrach, co pokazywałem już na blogu. Kościół w Rytwianach jest z nich zdecydowanie najmniejszy, stąd może wrażenie, że sufity maja za dużo sztukaterii. Z drugiej strony to jedyna ozdoba tych wnętrz, ściany są raczej ich pozbawione.
UsuńPozdrawiam.
W tym zabieganym życiu takie miejsce do wyciszenia staje się i modne i potrzebne. Dekoracje kościoła i kaplic są piękne, zwłaszcza te stiuki sufitowe (miałam takie skojarzenie z kościołem w Wilnie pw. śśw. Piotra i Pawła). OO. Kameduli to zakon zamknięty, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, to jako kobieta, weszłam na teren eremu u braci kamedulskich na krakowskich Bielanach. Surowe życie mają, ale warto się z nim zapoznać. Widzę drogi Wkraju, że Ty jak kot, zajrzysz tam, gdzie otwarte ;) Ale ja pewnie też bym tam się wślizgnęła :) :) :) Pozdrawiam Cię serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDobrze jest, że istnieją takie miejsca, gdzie można się wyciszyć i oderwać od wyczerpującej pracy lub innych obowiązków. Obecnie teren dawnego klasztoru jest dostępny dla wszystkich, więc śmiało możesz tam pojechać i pobuszować po wszystkich wnętrzach. A jest ich jeszcze więcej, my nie do wszystkich weszliśmy.. Może nawet uda Ci się zobaczyć głowę Dziulanki, przechowywaną w szafie w zakrystii kościoła.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Bryyy.. Już głowa św. Katarzyny w Sienie budziła mój niepokój... Matusiu, jak można przechowywać czyjąś głowę w szafie? Chyba wolę jednak inne zabytki ;)
UsuńOpaliński tak kochał swoją pierwszą żonę, że po jej śmierci kazał wykonać woskową kopię jej głowy. I to tę głowę możemy dzisiaj oglądać w Rytwianach. Tak więc nie jest to taki przypadek, jak w Sienie.
Usuń:)
"Jest bowiem kilka odmian ciszy; najlepsza jest ta, która zapada z wyboru człowieka, a nie przeciw niemu" /Dorota Terakowska/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Podobno już Heraklit twierdził, że cisza to uzdrowienie.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Piękne miejsce i tak blisko nas, muszę je odwiedzić, no i św. Barbara...
OdpowiedzUsuńFaktycznie, masz blisko. Warto się wybrać.
UsuńPozdrawiam.
Słyszałam o tej pustelni. Podobno na wczasy tam przyjmują.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej, można wykupić turnus.
Usuń:)
Sanktuarium ciszy- już mi się to miejsce podoba. Sanktuarium Ciszy to brzmi tak relaksująco, uspokajająco i uzdrawiająco. Nic tylko zanurzyć się w niej tak do końca, jak w przeczystym jeziorze. Aj rozmarzyłam się.
OdpowiedzUsuńPięknie wyraziłaś swoje odczucia. Chyba wszyscy tęsknimy za takimi miejscami, gdzie można chociaż na chwilę pobyć z dala o gwaru miast i zanurzyć się w otaczającej nas ciszy. Zwykle takie miejsca znajdowałem na górskich szlakach, ale, jak się okazuje, i w innych miejscach kraju jest to możliwe.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Ja uwielbiam prostotę w kościołach i to zawsze ona najbardziej mnie zachwyca i ujmuje. Kościół klasztorny, który dzisiaj pokazałeś jest pełen zdobień ale w miły dla oka i ciekawy sposób, który nawet mnie się podoba. W ogóle cała Pustelnia to bardzo ciekawe miejsce, w dodatku sprzyjające zdrowiu. W czasach kiedy niemal wszyscy odczuwamy przesyt napływu informacji i wszelakich bodźców, ciszy potrzebujemy wszyscy chociaż nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Ja co prawda rano zaraz po przebudzeniu proszę Alexę o włączenie radia, ale po pracy jestem spragniona ciszy. Mam świadomość tego, że po głośnym dniu bardzo jej potrzebuję. Nie wiem też jak ludzie mogą spacerować albo jeździć na rowerze ze słuchawkami na uszach? Przecież cieszeniu się w pełni przyrodą również sprzyja cisza.
OdpowiedzUsuń"... Stojąc w miejscu, skąd wykonałem ostatnie zdjęcie widzę podłużne wejście zwieńczone łukiem, prowadzące do pomieszczenia za ołtarzem. Chwila konsternacji, można tam wejść, czy nie ? Zakazu nie ma, więc wchodzę. I oto, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przenoszę się do czasów, kiedy wnętrze to wypełnione było modlitwą zasiadających w drewnianych ławach zakonników. Mam wrażenie, że w tym pomieszczeniu nic się nie zmieniło od 400 lat..." Piękny jest ten fragment i bardzo mi bliski bo to jest cudowne uczucie kiedy kierowani ciekawością odkrywamy miejsca, które nas oczarowują. Dla takich chwil warto żyć, podróżować i cóż ... być ciekawskimi również 😊.
Poniedziałkowo serdecznie Cię pozdrawiam.
Bardzo ładnie to napisałaś. Od lat, zwiedzając różne ciekawe miejsca, co jakiś czas przeżywamy takie chwile, gdy jesteśmy oczarowani tym, co zobaczyliśmy. Zwykle wiemy, gdzie jedziemy i czego się mamy spodziewać, czasem to co widzimy rozczarowuje, kiedy indziej zachwyca. Ale chyba najmilej wspominamy takie miejsca, które zobaczyliśmy niejako przy okazji, kierowani spotkanym drogowskazem lub lokalną informacją, a które okazały się nad wyraz interesujące lub malownicze. Takim przykładem może być publikowana niedawno mleczarnia w Dreźnie
UsuńPozdrawiam serdecznie, miłego tygodnia :)
Nie jestem gadułą, wytrzymałabym turnus:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCiekawe, ja pewnie nawet tygodnia bym nie wytrzymał, a tez nie jestem gadułą.
UsuńPozdrawiam :)
Świętokrzyskie, tak bardzo często niedoceniane miejsce na mapie Polski a tutaj jest przecież tak wiele ciekawych zabytków. Jakiś czas temu czytałam o Pustelni w Rytwianach i mam ją zapisaną w Notesiku Marzeń. Teraz żałuję, że do niej nie dotarłam. Obraz z Madonną Ciszy jest olśniewający. Czy autorem tego niezwykłego obrazu jest może Venantius da Subiaco? kameduła, którego obrazy możemy oglądać u kamedułów na Bielanach w Krakowie. Matka Boża przypomina mi słynny obraz Madonny Śnieżnej z Bazyliki di Santa Maria Maggiore w Rzymie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie:)
Skoro obraz został przywieziony z Włoch, to chyba malował go ktoś inny. Za to w obiekcie jest kilka innych obrazów tego kameduły malarza, m.in. obrazu "Zwiastowanie NMP" z ołtarza głównego.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Być może kiedyś i ja dotrę do tej pustelni. Jeżeli będę miała okazję spotkać jakiegoś księdza, to zapytam o autora tego obrazu. Chociaż tamtejsi księża bardziej zajmują się biznesem niż wędrownymi turystami.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Od wielu lat się tam wybieram i zawsze się nie składa. Miejsce przepiękne
OdpowiedzUsuńZa to jak dotrzesz, zobaczysz cały kompleks po remoncie.
Usuń:)