Gotyckie katedry zawsze wzbudzały we mnie wielkie emocje. Jadąc do Mediolanu wiedziałem, czego się spodziewać. Zdjęcia katedry oglądałem w internecie, co nieco poczytałem o niej w przewodnikach i na zaprzyjaźnionych blogach. Czy rzeczywistość rozczarowuje? Wręcz przeciwnie. Stojąc przed fasadą katedry na placu Duomo mamy pełną świadomość, że jest ona cudem architektury.
I to cudem dosłownym, bo jak nazwać dzieło, które powstawało kilkaset lat prawie bez planów, do tego samodzielnie finansowane przez mieszkańców Mediolanu i przez nich samych budowane. Nieważne, czy byli kupcami, prawnikami czy rzemieślnikami. Każdy musiał zakasać rękawy i mieć swój udział w budowie świątyni. Wszystko miało swój początek w 1386 roku. Inspiratorem budowy katedry był arcybiskup Antonio de Saluzzi. Wynajmowani architekci wielokrotnie zmieniali formę świątyni, co było powodem kłótni i przestojów w budowie. Ostatecznie ukończono ją dopiero na początku XIX wieku.