Zwykle, gdy słyszymy o budownictwie jaskiniowym myślimy o terenach Bliskiego Wschodu. Miejsce, które dzisiaj chciałbym Wam przybliżyć leży znacznie bliżej, bo na terenie Węgier. To tutaj, w okolicy lubianego przez Polaków miasta Eger, znajduje się niewielka miejscowość Noszvaj. Do Noszvaj turyści zwykle wpadają, aby zobaczyć barokowy pałac francuskiego markiza de la Motte. Natomiast niewiele osób zadaje sobie trud, aby udać się na południowo-wschodni kraniec wioski, gdzie znajduje się niewielkie osiedle dawnych mieszkań, wydrążone w miękkich skałach wulkanicznego tufu.
W tej części Węgier często drążono w tufie podziemne piwnice, czy to na wino, czy też na pomieszczenia gospodarcze. Osobliwością pomieszczeń w miejscowości Noszvaj jest to, że służyły one jako mieszkania dla najuboższych ludzi zamieszkujących tę okolicę. Jak podaje mój przewodnik po Węgrzech, dopiero w latach 60-tych XX wieku opuścili je ostatni mieszkańcy.
Przy osiedlu nie ma parkingu. Musimy zostawić samochód ok 500 metrów wcześniej i pieszo pokonać ten odcinek. Teren jest ogrodzony i za wejście jest pobierana opłata 400 Ft. Zwiedza się samodzielnie, chociaż jest też opcja zwiedzania z przewodnikiem dla większych grup wycieczkowych.
Wejście na teren osiedla.
poniedziałek, 20 stycznia 2020
niedziela, 12 stycznia 2020
Bańska Szczawnica
W dzisiejszym poście chciałbym przedstawić Wam sylwetkę niewielkiej słowackiej miejscowości Bańska Szczawnica. Odkąd pierwszy raz dowiedziałem się o tym mieście, zobaczenie jego było jednym z moich celów turystycznych, niestety systematycznie przekładanym z roku na rok. Co sprawiało, że tak chciałem je zobaczyć ? Wyobraźcie sobie miasto malowniczo rozłożone w kilku dolinach pasma Gór Szczawnickich, gdzie czas jakby zatrzymał się w miejscu. Jego centrum to prawdziwy rezerwat architektoniczny pełen okazałych średniowiecznych kamienic i kościołów. Liczne brukowane zaułki, a także dwa zamki przenoszą nas w czasy, gdy miasto było jednym z największych w Europie ośrodków wydobycia cennych kruszców, głownie srebra i złota.
Dzień, w którym zaplanowaliśmy zwiedzanie Bańskiej Szczawnicy nie zaczął się dobrze. Od rana ciężkie chmury przykrywały niebo, a zaraz po rozpoczęciu podróży zaczął padać deszcz. Droga, którą jechaliśmy była bardzo kręta, co w tych warunkach utrudniało nam jazdę. Na dodatek, gdy już minęliśmy tablicę z nazwą miasta rozpętała się burza z potężną ulewą. Zmusiło to nas do zjazdu z drogi na niewielki parking i odczekania około dwudziestu minut, aż deszcz się uspokoił.
Już mieliśmy wyjeżdżać z parkingu, gdy zauważyłem drogowskaz wskazujący ciekawe miejsce turystyczne w odległości ok 1 km - Kalwarię. Mimo jeszcze padającego deszczu wychodzimy z samochodu, by ją zobaczyć. Po około 300 metrach kończy się asfaltowa ścieżka. Mamy stąd ładny widok na wzgórze Scharnfenberg z zabudowaniami kalwarii.
Dzień, w którym zaplanowaliśmy zwiedzanie Bańskiej Szczawnicy nie zaczął się dobrze. Od rana ciężkie chmury przykrywały niebo, a zaraz po rozpoczęciu podróży zaczął padać deszcz. Droga, którą jechaliśmy była bardzo kręta, co w tych warunkach utrudniało nam jazdę. Na dodatek, gdy już minęliśmy tablicę z nazwą miasta rozpętała się burza z potężną ulewą. Zmusiło to nas do zjazdu z drogi na niewielki parking i odczekania około dwudziestu minut, aż deszcz się uspokoił.
Już mieliśmy wyjeżdżać z parkingu, gdy zauważyłem drogowskaz wskazujący ciekawe miejsce turystyczne w odległości ok 1 km - Kalwarię. Mimo jeszcze padającego deszczu wychodzimy z samochodu, by ją zobaczyć. Po około 300 metrach kończy się asfaltowa ścieżka. Mamy stąd ładny widok na wzgórze Scharnfenberg z zabudowaniami kalwarii.