Z przewodnika "Polska Niezwykła" zacytuję historie tego miejsca.
Mogło w niej kiedyś zawisnąć jednocześnie kilku skazańców. Z wyroku sądów i ku przestrodze, ich ciała niejednokrotnie pozostawiano przez długi czas na widoku publicznym w szubienicach (do kolejnej egzekucji lub samoistnego opadnięcia szczątków). Żeby ten środek prewencji mógł być skuteczny, potrzebne były solidne, zamykane obiekty. Do takich należała właśnie szubienica ze Straconki. Historia tego miejsca sięga 1654 r. Zaniepokojony zamieszkami właściciel okolicy odkupił wówczas od Jeleniej Góry prawo sądownictwa kryminalnego dla swoich wsi. Pierwszy wyrok został wykonany na szwagrze właściciela Miłkowa, który, wdawszy się w romans z pokojówką, zamordował żonę. Wkrótce na Straconce zawisł parobek, również oskarżony o zabójstwo żony, dokonane trutką na szczury. Jednak najbardziej widowiskową, jeśli tak można powiedzieć, egzekucją było ścięcie w 1701 r. rodziny Exnerów. Córka o imieniu Rosina położyła głowę pod topór za zamordowanie dziecka, którego ojcem był jej ojciec, a także za utrzymywanie stosunków seksualnych z bratem. Wraz z nią stracili życie ojciec, matka i brat. Dzisiaj szubienica jest ruiną, mieszkańcy okolicznych wsi twierdzą jednak, że czasami wieczorem słychać przy niej jęki potępionych...